Wyszukiwarka

Dni... Yin Yang upragnione.

Wtorek, 01.03.2022

 

Dzisiejszy dzień niby taki jak inne, choć może cieplejszy, jaśniejszy, bardziej ptasio-rozśpiewany... "Wiosna tuz tuz", jak nucił pewien mały chłopiec. Wyraźnie ją czuć. Wychodzę na dalekie i dłuższe spacery, ładuję wnętrze słońcem, wracam do domu, by przestąpić jego próg tylko na chwilę, zrzucając z siebie czyste ubranie i zakładając to niezbyt eleganckie. Niedbale owijam włosy kolorową chustą i szybkim krokiem kieruję się w stronę garażowych drzwi. Delikatnie gładzę jeszcze zimną od nocnego mrozu klamkę, otwieram warsztat i wzdycham do niego czule:

- Jak dobrze, że Cię mam...

Jak dobrze, że mam warsztat i dla niego czas. Jak dobrze, że obok warsztatu, tuż za płotem, jest las i mogę słuchać treli ptaków ukrytych gdzieś między gałęziami sosnowych drzew. Jak dobrze, że obok lasu płynie rzeka a w niej pluskają się kaczki, łabędzie, bobry i wydry. Jak dobrze, że obok rzeki leniwie rozciąga się łąka, na której chętnie odpoczywają żurawie, lisy, sarny, zające a niedługo też będą brykać szczęśliwe kozy sąsiada. Jak dobrze, że nad łąką wisi niebo, czasem pogodne, czasem może mniej ale zawsze piękne. Jak dobrze, że pod sklepieniem nieba latają jastrzębie, myszołowy, bieliki... Jak dobrze...

Ot prawdziwa harmonia, która człowieka do niczego nie potrzebuje...

Będąc małą dziewczynką zastanawiałam się po co jestem, po co człowiek jest. Pytanie towarzyszyło mi przez nastolęctwo, potem beztroską młodzieńczość i towarzyszy do dnia dzisiejszego. Do tej pory, a blisko już (bardzo blisko) półwiecza, nie znalazłam odpowiedzi i raczej już nie znajdę. Bo choć niektórzy ludzie budzą we mnie ogromne uczucie sympatii, szacunku, podziwu za to kim są i co swym życiem tworzą,  to zawsze znajdzie się ktoś, kto te miłe uczucia osłabi swym okrucieństwem, bezwzględnością, egoizmem... :( Raz na na jakiś czas zdarzy się taki ktoś, lub zazwyczaj kilku ktosi, przesiąkniętych złem, nienawistnych, obłudnych hipokrytów... Niestety ci ktosie zdarzają się też w bliskim otoczeniu, istnieją obok nas, często postrzegając siebie samych jako nad wyraz tolerancyjnych. Okrutne to bardzo i smutne :(

Zabieram swoje myśli do warsztatu starając się je zagłuszyć procesem twórczym...

I tak na moim podwórku powstają wisiorki z nowych gatunków drewna czasem tak twardego, że jego obróbka wyciska ze mnie siódme poty w związku z czym częściej muszę robić przerwy, by zregenerować i ręce, i dłuta. Jak dobrze, że je mam: ręce, dłuta i chęci...

Już za chwilę w Rzepichowym sklepie pojawią się małe, rude lisy i łagodne wilki, a w dniach następnych koty i smoki, wśród których będzie też jeden z atłasowym malachitem. Prócz padouka, orzecha, sucupiry czy zebrano będzie też mahoń, iroko, hickory i wenge - chyba najtwardsze, z jakim do tej pory miałam okazję "rozmawiać" - przepiękne "gorzko-czekoladowe" drewno.

Niech te, co powstały z miłości wywołają szczery uśmiech na Waszych licach...

Ściskam ♥