Wyszukiwarka

Myśli powroty...

Poniedziałek, 09.05.2022

 

Czy nie jest przypadkiem tak, że tkwimy w jednym miejscu, bo jest nam wygodnie? Wszystko jakoś się układa, obowiązkom dajemy radę, dzień za dniem mija i zazwyczaj jest dobrze. Jest dobrze i myślimy sobie, że nie warto niczego zmieniać, bo... może być przecież gorzej. Trwamy tak zapominając o swoich planach i marzeniach, zapominając, że gdzieś po drodze zwanej życiem, w pewnych miejscach zostawiliśmy mały kawałek duszy. Niekompletni będąc zapominamy o tym małym kawałku, które gdzieś tam sobie jest i czeka. Zapominamy, że przyrzekliśmy mu, że kiedyś do niego wrócimy i ponownie się "skompletujemy":)

I nagle wszystko zaczyna się walić. Bezpieczna przystań, w której zacumowaliśmy staje się niepewna.

To, co dzieje się wokół, niejednemu z nas pokrzyżowało plany i zaburzyło rzeczywistość, w związku z czym po raz kolejny nadszedł czas na dogłębną analizę planów i priorytetów. Niestety tak już na tym świecie bywa, że decyzje innych bardzo mocno wpływają na nasz los. Ktoś powie "stop", zatrzyma wszystko pstryknięciem palca... Jedni się cieszą, śmieją i dumnie unoszą głowę, inni tracą sens, jeszcze inni dorobek całego życia i cóż.... muszą się zmienić i dostosować...

Być może jest to dla nich czas, by wrócić do kawałka duszy, o którym wspominałam. Do miejsca, w którym go "porzuciliśmy". W moim przypadku takich miejsc jest kilka ale to do tego jednego, szczególnego, coraz częściej wracam myślami.

Wspominam góry, wąskie kamienne uliczki, poranną kawę w przytulnej kawiarence tuż przy plaży. Tęsknię do ciepłego wiatru, czarnych plaż, szumu oceanu, kolorowych ogrodów i eukaliptusowych lasów, których zapach oczyszczał z toksyn cały organizm dodając przy tym niesamowitej porcji energii, z którą jest się w stanie przenosić góry. Smak soczystych brzoskwiń, słodkich winogron i miniaturowych bananów moje podniebienie wciąż wyraźnie jeszcze pamięta :). Wspominam noce pod namiotem w sąsiedztwie głośnych turbin wiatrowych, bo w miejscu, do którego dotarliśmy, w małym portowym miasteczku, nie było szans na jakiekolwiek inne miejsce noclegowe. Wspominam deszczową noc pod szczytem Pico de Areeiro, w przeciekającym namiocie. Tego dnia nie zdążyliśmy dotrzeć na szczyt przed zmrokiem, bo byliśmy zbyt zajęci wydeptywaniem dzikiej ścieżki, by zauważyć, że tuż obok biegnie wygodna, asfaltowa droga... no ale cóż to byłaby za frajda, prawda? ;)

O wszystkich tych chwilach przypomniałam sobie wczoraj. Zwykły, niedzielny, ciepły dzień ale wieś jakby wymarła. Błoga cisza. Żadnych ludzkich odgłosów, tylko szum sosen bujanych przez wiatr, dźwięk przydomowego strumyka, śpiew ptaków. Siedząc na trawie, skąpo ubrana ((ha, nie widać mnie, więc mogę ;)), ładując ciało słońcem, plotąc sznureczki... myślałam. Co, gdyby tak.... znów gdzieś ruszyć...?

Ech...

Zanim ruszę na pewno minie jeszcze trochę czasu, jednak cel, jaki się przede mną rysuje sprawił, że po pierwsze: zaczęłam robić porządki w szafie. Gdyby ktoś miał ochotę zerknąć, czego się pozbywam zapraszam np. tutaj: Śliwkowa spódnica. Link zaprowadzi Was również do innych moich ogłoszeń.

W najbliższej natomiast przyszłości, tj. 16-19.06, jeśli wszystko dobrze się ułoży i organizatorzy w końcu się do mnie odezwą ;), pojawię się ze swoimi smokami, lisami, wilkami i mnóstwem innych stworów w Poznaniu na festiwalu fantastyki Pyrkon.

A jutro ponownie uruchamiam sklep. Niewiele będzie nowości, zaoferuję Wam za to darmową wysyłkę oraz płatności blikiem, szybkim przelewem oraz wysyłkę z odbiorem w punkcie (adres punktu będziecie musieli niestety wpisać samodzielnie w formularzu zamówienia).

Tyle na dziś.

Ściskam

Rzepicha