Wyszukiwarka

Nieznośny Orkan, oka akomodacja i Wiwerniątka.

Niedziela, 20.02.2022

Niedziela... nareszcie. Te ostatnie kilka dni były...hmmm...dość uciążliwe. Wichury od świtu do świtu dnia następnego. Ale co tam. Co wichura zrobić mi może? Silny wiatr zawsze ze mną wygrywa potyczki, przewraca, popycha, zmusza do czołgania, ale jakoś nigdy krzywdy mi nie robi. W ostateczności zawsze się jakoś dogadujemy. Jednak TEN wiatr, który przyleciał do nas w piątek, nie chce nas opuścić i jest cholernie upierdliwy. Hula sobie bezkarnie, przewraca drzewa, łamie gałęzie...

Co prawda, kiedy się pojawił był całkiem grzeczny. Pozwolił mi nawet w piątkowy ranek wyjść na spacer z psami, choć przyznam, nie był to spacer długi, bo ni stąd ni zowąd, złośliwy Orkan zaczął na mnie pluć mokrym deszczem. Dawno już nie pamiętam tak przenikliwego zimna... To zimno sprawiło, że wieczorem nie byłam w stanie zrobić nic. Próbowałam, uwierzcie. Łapałam za druty, ale potrójne widzenie utrudniało robotę i to wcale nie z powodu, o którym poinformował mnie optometrysta:

- Akomodacja pani siadła - powiedział.

Swoją drogą pan doktor musiał mieć niezły ubaw starając się wyciągnąć ze mnie informacje dotyczące tego, jaka jest odległość książki od mojego nosa, kiedy czytam. Starałam się załatwić sprawę dyplomatycznie, nie pogrążając się za bardzo, mówiąc, że czytam zwykle w łóżku w różnych pozycjach i w różnych odległościach. Przecież nie powiem młodemu doktorowi, że książkę muszę trzymać stopami, by dojrzeć literki, które z każdą następną książką wydają się jakby mniejsze...tudzież rozmazane. Ale doktor był dociekliwy, pytał dalej o komputer, o pracę, w końcu założył mi binokle, cholernie ciężkie, takie, które sprawiają, że ludzkie oczy stają się ponętnie duże, kazał czytać na głos ulotkę jakiegoś leku... i wyszło szydło z worka.

Ja zawsze wiedziałam, że mam słabe oczy. W końcu od trzydziestu czterech lat noszę okulary i jakoś nigdy mój wzrok się nie polepszył. Ale akomodacja?!!!

I teraz okazuje się, że same minusy już nie wystarczą, no chyba, że przy pracy chcę stracić palce obu dłoni...

Ale to nie akomodacja oka sprawiła, że w piątek byłam zmuszona zaprzestać wszystkich działań. Potrójne widzenie, drżenie rąk, przemieszczenie serca do żołądka albo żołądka do serca (już nie pamiętam). Raz zimno - koc na plecy, raz gorąco - koc z pleców... Trening, jak w wojsku, umęczył mnie bardzo, padłam bez sił na kanapę. Zanim padłam, zjadłam jeszcze pół słoika miodu, zagryzając dwoma ząbkami czosnku i popijając wrzątkiem z imbirem. Kiedy się obudziłam okazało się, że nie ma prądu. Choć ja czułam się jak nowo narodzona, to zapowiadał się kolejny dzień nicnierobienia...W sobotę za oknem paskudny orkan nadal szalał, ciemno, mokro i mroczno ale ja nie potrafię robić nic. Chwyciłam za druty i choć wzrok nie wrócił jeszcze do formy, to machałam, machałam, machałam kończynami na oślep aż przyszedł wieczór. Niestety wieczór nie przyniósł żadnych zmian za oknem. Brak prądu wzbudził we mnie strach o JAGODY. Jagody zamrożone latem, by zimą można było delektować się ich smakiem. Strach o jagody ponownie nakręcił mnie do działania. Wyjęłam z szafki największy garnek i przy świecach zaczęłam robić dżem. No romantycznie, nie powiem. Tylko ja, mrok i jagody, których moje oczy nie widziały... bo za słabe przecież!!!

Dziś jest niedziela. Orkan zelżał, myślę, że się zmęczył ale jeszcze nie odpuścił. Jednak dziś mogłam wyjść na spacer i oszacować straty. A jest ich sporo. Kolejna osika, nadgryziona przez bobry, która walczyła dzielnie z wichurami, wczoraj się poddała i runęła na ziemię :( Zostały już tylko dwie. W brzozowym zagajniku, obok łąki zwanej przez nas "drugą łąką", mnóstwo połamanych i powyrywanych z korzeniami drzew. Sama łąka zalana wodą z sąsiadującego z nią kanału Brdy...

Ech...

Dziś niedziela, niedzielny wieczór. Dwa spacery zaliczone, powidła prawie zjedzone, no bo się nie zapasteryzowały, a żeby się nie zepsuły trzeba je szybko zjeść ;). Pożarcie dużego słoika słodkiego, jagodowego dżemu dało mi tyle energii, że zrobiłam kilka zdjęć wiwerniątek, które powstały na wzór dużego naszyjnika, który "tutajbywalcy" dobrze już znają. Wierniątka powstały jakiś czas temu z drewna egzotycznego (orzecha amerykańskiego i drewna amarantowego). Malutkie miniaturki, tycie tycie takie, ale mają oczy i uszy, więc nic przed nimi się nie ukryje.

W sklepie będą dostępne jutro po południu (chyba, że znów orkan prąd ukradnie).

Trzymajcie się ciepło, na spacer wychodźcie najlepiej grupowo wzorem dzieci islandzkich :)

Pozdrawiam Was mocno ♥

 

 

 

 

 

  • Wiwerny

    Wiwerny
  • Smoki z drewna

    Smoki z drewna
  • Miniaturowe smoki

    Miniaturowe smoki
  • Rzeźbione ręcznie

    Rzeźbione ręcznie
  • Drewno egzotyczne

    Drewno egzotyczne
  • Naturalne kamienie

    Naturalne kamienie
  • Naszyjniki smoki

    Naszyjniki smoki
  • Drewniane wisiorki smoki

    Drewniane wisiorki smoki