Wyszukiwarka

Padouk'owe lov... kochanie :)

Sobota, 12.02.2022

Dziś z ekscytacją ogromną pisać będę. Ekscytacją, przez którą na mych kończynach dolnych przybyło kilka siniaków, bo taki stan nieustannej ekscytacji sprawia, że nie mam głowy patrzeć pod nogi brnąc na przełaj przez las - las pełen nowo postrącanych z drzew gałęzi, no niestety ostatnie wichury nie były dla drzew łaskawe. Kiedy tak człowiek nieuważnie lezie, musi w końcu na którąś z tych rogatych badyli nadepnąć, ale nie obiema nogami na raz, o nie, bynajmniej. Zazwyczaj lewa noga przydusi jeden koniec gałęzi do ziemi a prawa zwyczajnie obrywa od oderwanego od ziemi drugiego końca złośliwego badyla, wyszczerzonego w szyderczym uśmiechu. Takich złośliwych gałęzi w lesie ostatnio jest  sporo, więc możecie sobie wyobrazić, jak wyglądają moje łydki...hmmm... jak po obchodach śmigusa-dyngusa na tradycyjnej, polskiej wsi kultywującej staropolskie zwyczaje...

Stan mojego "rozskupienia"  spowodowany jest motylkami brzusznymi. Skąd motylki? Ach, zakochałam się zwyczajnie. Do tego śpiew żurawi, który wszem i wobec oznajmia rychłe nadejście wiosny i głośne innych ptaków trele... i to ciepełko od słońca bijące, w ślepia rażące... Nie sposób motylków w brzuchu nie mieć...

Pałam więc miłością, lecz czysto platoniczną, w połowie tylko ludzką, lecz myślę, że odwzajemnioną. Brzmi tajemniczo i pokrętnie? Być może, bo takie miłości nie zdarzają się w życiu często. Miłością pałają me oczy, serce, dusza i ręce do Padouka. Któż to ten Padouk, spytacie? Hmmm... to drewno, moi mili :)

Jak wiecie, co dzień odkrywam nowe gatunki drewna nie tylko rodzimego ale też egzotycznego: najpierw było pasiaste Zebrano (coś już z niego powstało, ale czasu brak na dłuższe zabawy z aparatem, więc trzeba będzie troszkę poczekać zanim przedstawię to coś światu), później twarda Sucupira i Drzewo Brokilonu, potem Jatoba i malachitowy z niej Smok, następnie ciepły, brązowo-bordowo-fioletowy Amaranth i Księżycowa Ćma (wciąż dostępna w Rzepichowym sklepiku) a w minioną środę przyszedł czas na Padouka.

Padouk spał sobie spokojnym snem obok innych kawałków drewna na czystej, pachnącej żywicą, wygodnej półeczce. Raz po raz budziłam nowe kawałki. Padouka budziłam nieśmiało, bez większego przekonania. Bladopomarańczowe drewno nie grzeszyło urodą. Takie brzydkie kaczątko wśród dostojnych łabędzi. Ale każdy przecież zna morał baśni Andersena, więc dlaczego miałabym nie dać mu szansy? Dałam mu szansę, nawet trzy... Wycięłam, wyrzeźbiłam, wyszlifowałam i nałożyłam wosk....i.... !!!!.... i teraz Padouk będzie jednym z tych "kochań", o których nigdy się nie zapomina. Z Padouka powstał lis, klonowy listek i skrzydlate coś jeszcze. Lis i klonowy liść już jutro trafią do Rzepichowego sklepu, "skrzydlate coś jeszcze" niebawem do nich dołączy a potem będzie dużo, duuużo więcej nowości z kolejnych, pięknie wybarwionych i fantazyjnie "usłojonych" kawałków egzotycznego drewna :)

Tradycyjnie zachęcam do śledzenia strony.

Ściskam ♥