Stało się... i już...
Mówią, że jak nie masz konta na profilu społecznościowym, to nie istniejesz...hmmm... kłamstwo!... wciąż jestem... może dla wielu niewidoczna, ale jestem ;)
Spakowałam manatki i przeniosłam się w bardziej bezpieczne miejsce. W starym (choć wygodnym) zaczęłam się czuć dość niepewnie, pomimo całego dobra, którym obdarzało mnie tak wiele osób. Ogólnie rzecz ujmując przerażała mnie wszechobecna dwubiegunowość - ta dychotomia ludzkiego myślenia: czarne-białe, białe- czarne... Kurczę, a ja przecież tak kocham różne odcienie szarości. Nagle prześladować mnie zaczęły wizje rychłej apokalipsy uczuć i wszelkich wartości moralnych ;)
Może to tylko niepotrzebne, negatywne emocje, może strach, może dopadł mnie jakiś wirus potocznie "dołem" zwany. Zwał jak zwał, sęk w tym, że nagle COŚ w środku krzyknęło "Uciekaj!!!" a ja zazwyczaj tego COSIA słucham... bo jeśli zaczyna brakować racjonalnych argumentów, by trwać w tym "tu i teraz", to najlepiej chyba słuchać własnej intuicji i poszukać innego "tu i teraz".
Być może kopię sobie grób, może to już koniec a może jednak nowy początek? W każdym razie nic nie dzieje się bez celu, bo inaczej, po co w ogóle wydarzać by się miało.
Powolutku odzyskuję spokój mojego rozczochranego łba, układam nowy plan, wracam do niespiesznego życia. Nie wiem, czy ktokolwiek będzie tu zaglądał. Czas pokaże, ale przecież zawsze mogę sobie wyobrazić małą grupę osób, która mi towarzyszy, która, jeśli znajdzie wolną chwilę, z kubkiem ciepłej herbaty (obojętnie z jakiego zioła) tudzież kawy i kawałkiem pysznego, pachnącego ciacha (szarlotki, drożdżówki, makowca...hmmm) zasiądzie przed ekranem komputera, smartfona, tableta, bądź innego urządzenia elektronicznego, które można podpiąć pod internet, w magiczny prostokącik wpisze https://rzepicha.pl/ i na chwilę zatraci się w Rzepichowym świecie.
Co więcej z czasem pozwolę sobie nawet myśleć, że owa grupa się powiększa, i że moja obecność jest na tym świecie wielce pożądana ;) I tak trwać sobie będę w tej mojej utopii - w bezpiecznym, dobrym świecie, którego nie ma, bo czemu by nie...
Podniosłam się, znów nabrałam chęci do pracy i dziś wyglądam właśnie tak: upaprane woskami dłonie, pędzle i stół, niedbale związane dredy, zakurzone szkiełka binokli, trzecie oko na piersi, dresiki na tyłku i japonki na skarpetkach... Szczęście wraca, bo znów daję mu szansę :)
Pozdrawiam i nawet jeśli Was tu nie ma, to trwać będę w przekonaniu, że jednak ktoś tu czasem zagląda :)