Wioślarz, traszka, tłuścioszki i chudzielec
2024-07-28 11:40
Niedziela, 28.07.2024
Coraz rzadziej otwieram okno bloga, ale nie dlatego, że nie mam na to czasu a raczej dlatego, że upał rozleniwia okrutnie i jakoś nie bardzo mam ochotę spędzać czas przy komputerze.
Dziś na zewnątrz znośniej. Co prawda pada ulewny deszcz, ale termperatura w granicach pogodowego rozsądku, więc i ochoty na wszystko więcej. Obyło się bez porannego leniuchowania przy otwartym na oścież oknie, w chłodzie delikatnego i rzeźkiego podmuchu wiatru. Wstałam dość wcześnie ze sporym zapasem sił i "chcenia", w rezultacie czego w dwadzieścia trzy minuty udało mi się "przepłynąć" 3 224 metry. Wiem, nie jest to wyczyn na miarę mistrzostw świata w wioślarstwie, ale dla mnie to wyczyn dość istotny. Wiosłowanie sprawia mi ostatnio sporo frajdy i kiedy tylko uda mi się przepłynąć 100 metrów więcej niż dnia poprzedniego, duma mnie rozpiera.
Wioślarz, drodzy moi, stał się jednym z tych nieożywionych przyjaciół, którzy od pewnego czasu dbają o kondycję mojego kręgosłupa. Sprawia się całkiem nieźle, pomógł mi pozbyć się bólu - tym, których bolą plecy, wioślarza szczerze polecić mogę :)
Ogólnie, ostatnie dni - ba, nawet tygodnie, bo tyle już upłynęło czasu od poprzedniego wpisu - mijały całkiem zwyczajnie: przy drewnie, kamieniach, nowych projektach, fotografowaniu, pleceniu sznureczków etc.
Ale pojawiło się też kilka podwórkowych nowości. W okolicach naszego oczka wodnego zamieszkały zielone żaby wodne, tłuste ropuchy szare i... traszka grzebieniasta. Traszka to niesamowite stworzenie przypominające smoka. Taki płaz (podobny do jaszczurki i trochę też żaby) z żółtym brzuszkiem i długim ogonem. Jej widok zaskoczył mnie ogromnie. Nie mam pojęcia skąd się tu wzięła, ale liczę na to, że zostanie z nami na dłużej. Na co dzień jest bardzo nieśmiała i rzadko wychyla głowę spod spróchniałego pnia, ale wieczorem słychać jej donośne... hmmmm.... rechotanie?, skrzeczenie?.
Poza tym wróciły do nas dudki, które spokojnie spacerują po podwórku szukając smacznych kąsków. Koło sójczego gniazda (tego, z którego wiewiórka wykradła wiosną jajka) kręcą się strzyżyki. Może planują się tu osiedlić?..... Sójki zresztą też u nas zostały, tylko przeniosły się między konary czeremchy, w której ukryły nowe gniazdo. Tam zresztą udało im się wychować młode ptaki, które wprawdzie opuściły już rodzinny dom, ale mieszkają całkiem niedaleko, bo wpadają czasem do nas, by napić się wody lub umyć barwne piórka. No i mamy też nocnych towarzyszy, lecz do tej pory nie wiemy kim są. Urządzają sobie nocne wędrówki po dachu. Podejrzewamy, że to kuny, lub łasice lecz pewności mieć nie możemy. Może to leśne gnomy, skrzaty lub duszki ;)
W każdym razie podwórko żyje własnym życiem, bluszcz powoli połyka ściany domu, kwitną kolorowe kwiaty, których nasiona z lasu, okolicznych łąk i ogrodów przywiał wiatr.
Łobuz Wiatr czasami zbyt mocno się rozhula, a jego hulanki skutkują powalonymi drzewami. Ostatnio poległo sporo starych brzóz, rosłe sosny straciły swoje wierzchołki :(. Rozbójnikowi-hulace nie dają się jedynie młode i wiotkie drzewka.
Rzeka wciąż płynie utartą ścieżką, dzięki deszczom jest przejrzysta jak kryształ. A na wodzie panoszy się łabędzia młodzież - sztuk siedem - bacznie obserwowana przez rodziców. Ptasia orkiestra wciąż gra - słychać żurawie, kaczki, czaple, dzięcioły czy dzwoneczkowy śpiew zimorodków... Ziemia sobie istnieje poza człowiekiem i jest jej tak dobrze :)
Co jeszcze w Rzepichowym świecie ostatnio się wydarzyło? Ano, dość spontanicznie - przyznać muszę - w ubiegły weekend wyruszyłam na jarmark we Wdzydzach. Nie miałam wielkich oczekiwań, bo z doświadczenia lat poprzednich doskonale wiem, że na ludowych jarmarkach czy kiermaszach świątecznych moje twory nie wywołują ochów i achów. Na takich imprezach dusze, które przy naszym stoisku się zatrzymują, to dusze bardzo wyjątkowe - perełki, wśród ludzi, dzięki którym takie wydarzenia nabierają dla nas sensu, stając się czymś więcej niż zwykłym jarmarkiem :).
Ukłon należy się bezsprzecznie opiekunom artystycznym wdzydzkiego jarmarku, którzy prócz kapel wiejsko-ludowych przemycili też młode i wyjątkowe zespoły. Jednym z nich był gdański zespół CHRUST. Niesamowita energia, wpaniały głos wokalistki, mistrzowska perkusja, eksperymentalne klawisze a do tego niebalalne, oryginalne teksty przeplatane ludowymi anegdotami - mieszanka tak bardzo spójna, że poruszała wszystkie zakamarki duszy, umysłu i ciała. Wdzięczna jestem za możliwość uczestniczenia (wcale nie biernego) w koncercie i uściskania samych muzyków.
No i jest jeszcze jedna nowość w Rzepichowym światku... Koty.
Większość z was doskonale wie, że koty nie są tematem, który często w mojej wyobraźni się pojawia. Nie wiem dlaczego i w sumie nie bardzo chcę ten stan rzeczy analizować. Tworzenie kotów jest dla mnie odrobinę problematyczne i jeśli już podejmę się wykonania kociej ozdoby, nigdy nie jestem z niej zadowolona. Postanowiłam więc tym razem podejść do sprawy mniej poważnie... W pracowni powstały małe, kocie tłuścioszki i jeden niewielki chudzielec.
Wiem, że wielu wielbicieli kotów charakteryzuje ogromne poczucie humoru (cóż sama kilku takich znam), więc puszczam kocie oko w nadziei, że kociarzom (choć nie tylko) sprawią sporo radości. Dla równowagi wrzucam też lisy, które jakiś czas temu pojawiły się tu w wersji maxi jako ozdoba na ścianę. Dziś proponuję wersję wisiorkową.
A potem wrócę do wilków, kruków, smoków... i kolorowych labradorytów... mnóstwa kolorowych labradorytów :)
- ropucha szara
- żaba wodna
- Dwa wtulone lisy, niebieski labradoryt
- liski
- lisy, drewniany wisiorek
- kocie wisiorki
- koty tłuścioszki
- Rudy kot, noc kairu
- kot, drewno oliwkowe, malachit
- kot, czarny dąb, piryt
- kot, drewno padouk, zielony onyks
- kot, drewno zebrano, jaspis
- kot, padouk, kwarc różowy
- kot, czarny dąb, karneol
- kot, drewno zebrano, sodalit
- kot, drewno zebrano, czarny onyks
- kot, drewno oliwkowe, oliwin
- kot, drewno orzechowe, labradoryt