Wyszukiwarka

Kłamstwo, podsufitowe rozmyślania i nie-wino

2023-10-22 18:51

Niedziela, 22.10.2023

Leniwa niedziela z przymusu... Organizm zmusił mnie dziś do leżenia. Nie będę pisać dlaczego... krótko: ot, przez głowy bezmyslność. Leżę więc sobie plackiem na twardych deskach podłogi, od których moje ciało dzieli jedynie cienka mata, na co dzień używana jako podkład treningowy. Na deskach twardych leżę, wyprostowana i sztywna, bo tylko tak odczuwam ulgę. W ciszy (bo domowników brak)  gapię się w pożółkły od ciepłego światła żarówki sufit, rozmyślając nad sensem istnienia, po raz nie wiem już który w swoim życiu zadając sobie pytanie: Czego ja od życia tak naprawdę chcę?. Nie dochodzę do żadnych konkretnych wniosków, jedynie, jak bumerang, powraca natrętny zaimek w dopełniaczu - NICZEGO ;).

Życie pokazało mi, że człowiek może wszystko, jeśli tylko mocno tego pragnie. Odwracam głowę w prawo, gdzie moje wnioski potwierdza uprząż paralotniowa i starannie zapakowane w worek skrzydło :) Czy będę miała jeszcze okazję polatać? Od skrzydła, kawałek dalej, siedzi wielki pluszowy miś - pamiątka przywieziona z UK -  prezent od szefowej, która wróżyła mi wielką karierę w przemyśle kosmetycznym... Hmmm... Niestety "wyścig szczurów" skutecznie odstraszył mnie od tej wielkiej kariery, no i tak naprawdę nigdy jej nie pragnęłam :).

A czego chcę dziś? - pytam siebie dalej - hmmm...napiłabym się grzanego wina!!!... Z wielkim wysiłkiem obracam swoje ciało na prawy bok, wspieram się na rękach z trudem unosząc "cztery litery". Powolutku, unikając gwałtownych ruchów, schodzę na dół. Stawiam garnek na płycie indukcyjnej, przygotowuję miód i przprawy, obieram soczystą pomarańczę... W kuchennej szufladzie znajduję korkociąg... i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy, ale to przenigdy, sama nie otwierałam wina... No ale przecież, jeśli człowiek mocno czegoś pragnie, to...

Wkręcam korkociąg w korek i optymistycznie ciągnę go w górę, wyczekując charakterystycznego "pyk"....i tu.... cała moja "podsufitowa" filozofia pęka, jak bańka mydlana... cóż... zadowalam się soczystą pomarańczą polaną ciepłym, lepkim miodem, życząc sobie w duchu "na zdrowie" :)...

Zanim moje ciało odmówiło posłuszeństwa, w garażowym warsztacie spędziłam kilkaset godzin, skupiając się na prostych formach, o których wspominałam w poprzednim wpisie. Tak bardzo zależało mi na wykorzystaniu tych ostatnich ciepłych i słonecznych dni, że ani się obejrzałam a przyszła jesień - mokra, dżdżysta, ciemna i wietrzna, no a wtedy okazało się, że mój korzeń nie jest już dobrym tłem do zdjęć...

...ale...

...w graciarni znalazłam małe krzesełko turystyczne, w szafie delikatny materiał w odcieniu poszarzałego nieba oraz spory kawałek czarnego lnu. Zrobię sobie mini studio - pomyślałam :)

Bardzo chciałam pokazać choć jedną z tych prostych form, żebyście nie myśleli, że poddałam się lenistwu :)

Zacznę od "prostej formy", która sprawiła mi sporo trudności. Wisiorek, który spartoliłam, a przynajmniej tak mi się wydawało. W zamyśle miał to być prosty wisior: drewno amarantowe w połączeniu ze srebrnym obsydianem. Okazało się jednak, że źle wymierzyłam kamień, w rezultacie czego wycięty przeze mnie otwór okazał się za duży. Nie chciałam jednak, by tak piękny kawałek amarantu wylądował w kominku, tym bardziej, że spędziłam mnóstwo czasu na jego ręcznym szlifowaniu. Ten, kto pracował kiedyś z drewnem amarantowym doskonale wie, że to drewno nie lubi szlifieriek, przy wysokich obrotach bardzo szybko się pali, a taki spalony kawałek nie wygląda estetycznie. Drewnu amarantowemu należy poświęcić sporo uwagi, godzinami delikatnie głaskać, by zachował swój szlachetny wygląd i fioletowawy kolor :)

Pobiegłam więc do pracowni szukać innego kamienia, który wpasowałby się w lukę, ale nim dobiegłam do pracowni w mojej głowie urodził się nowy pomysł. Co, gdyby amarant połączyć z jasnym klonem i ozdobić go małym, lśniącym labradorytem?

W parcowni czekał już na mnie ten właściwy kamień. Lśnił i błyszczał, z całych sił wołając: TU JESTEM! TO MNIE POTRZEBUJESZ!!! :)

Nad amarantowym wisiorkiem spędziałam jeszcze kilkanaście godzin. Efekt zobaczyć możecie poniżej. Od razu zaznaczę, że nie jest to pierwszy i nie jedyny wisiorek "prostej formy". Mam sporą kolekcję naszyjników, które czekają na sesje zdjęciowe. Kolejny wpis będzie zapewne małym Rzepichowym wernisażem :) Mam nadzieję, że tego typu ozdoby - proste połączenia drewna, kamieni i skórzanych rzemieni - przypadną Wam do gustu.

A teraz przejdźmy do kłamstwa, bo termin ten znalazł się w tytule wpisu. O jakie kłamstwo chodzi? Otóż pisałam nie raz i nie dwa, że nie będę już machać drutami..... aleeee... znalazły się osoby, które zmotywowały mnie do dziergania :)

Z worów powciskanych w domowe kąty wyciągnęłam więc kolorowe włóczki, z kuferka wygrzebałam smutne druty... Pierwszy "resztkowy" sweterek w towarzystwie wpomnianego już wyżej wisiorka przedstawiam na zdjęciach :)

Włóczek jest dużo a wieczory długie, więc swetrów pewnie będzie więcej...

 

 

  • Elfi sweter, wełniany swetre, fioletowe wdzianko

    Elfi sweter, wełniany swetre, fioletowe wdzianko
  • naszyjnik z labradorytem, biżuteria z drewna

    naszyjnik z labradorytem, biżuteria z drewna
  • drewniany wisiorek

    drewniany wisiorek
  • amarantowy wisiorek

    amarantowy wisiorek