Nalot i wielkie odkrycie
2023-05-10 18:46
Środa, 10.05.2023
Jeszcze przez jakś czas wpadać tu będę rzadko i jedynie na krótką chwilę, by dać znać, że żyję, mam się nienajgorzej, choć nie ukrywam, że stres mnie po kawałku konsumuje ale nad nim rozwodzić się nie będę, bo i po co... dam se z nim radę ;)
Nie będę też opowiadać wesołych anegdot z Rzepichowego życia, mimo, że wydarzyło się ich ostatnio tyle, że można by z nich stworzyć całkiem pokaźną powieść tragikomiczną :) Pewnie kiedyś Wam o nich opowiem, lecz dziś skupię się raczej na rzeczach ważnych i poważnych, spełniając przy okazji obietnicę, którą złożyłam tu jakiś czas temu. Opowiem o swoim nowym odkryciu - o drewnie oliwkowym. Na to pachnące drewno natknęłam się całkiem przypadkiem, przeglądając gatunki już dobrze mi znane. Leżało sobie takie pasiaste, drewnu zebrano podobne, jednak od niego cięższe i mniej... hmmm... chropowate tzn. pozbawione tych maleńkich kanalików, wyglądających jak tycie spękania, których w czasie obróbki nijak nie można się pozbyć... No a "oliwkowe" słoje równie atrakcyjne, co słoje zebrano - fantastyczny rysunek, który idealnie, tak jak zebrano, nadaje się na.... sowie pióra :).
Nic o oliwce nie wiedząc (choć drewno to jest bardzo popularne wśród osób, których pasją jest w drewnie dłubanie, bo jest w miarę lekkie i wytrzymałe a brzeszczoty i dłuta wchodzą w nie, jak w masełko ) kupiłam... spróbowałam... nie żałuję... wpadłam w zachwyt. Z tego "oliwkowego zachwytu" przez kilka dni tylko to drewno towarzyszyło mi w warsztacie. A, jak wspomniałam wcześniej, jasne drewno plus ciemne pasy równa się SOWA. Stąd tytułowy nalot, bo ostatnio tych ptaków powstało sporo (plus jeden jedyny smok) :)
Mówiąc o sowach, muszę wyjaśnić, dlaczego w poprzednim wpisie nazwałam je stworzeniami niecierpliwymi i pechowymi. Otóż, moi drodzy, te żywiołowe ptaki dość często wylatują z moich rąk, zanim są gotowe... albo...to ja zrobię coś nie tak - wrodzona krótkowzroczność plus dalekowzroczność spowodowana wiekiem średnim, drżące dłonie a do tego zbyt wielki entuzjazm i niecierpliwość, to przepis na snycerską katastrofę ;)
Tak było w czasie pracy nad jedną z sów, które widzicie na zdjęciach. Nie ukrywam, była to w większości moja wina - nie zauważyłam głębokiego spękania na drewnie i w czasie szlifowania pękło jedno ze skrzydeł. Udało mi się je skleić i sowę uratować. Jest zdrowa, latać może i chętnie pofruwa po świecie ze swoim człowiekiem, jeśli tylko jakiś człowiek dostrzeże w niej piękno i zechce się z nią zaprzyjaźnić ;)
Nauczona doświadczeniem, kolejne kawałki oliwkowego drewna obejrzałam dokładnie pod lupą, dzięki czemu pozostałe sowy (oraz smok) są całkowicie zdrowe i sprawne ;)
Ciekawe, jakie wrażenie zrobi na Was oliwka (?)
Na koniec napomknę jeszcze szybciutko, że w Rzepichowej pracowni na "upiększanie" czeka smocza armia. Tym razem smokom towarzyszą nie tylko labradoryty, ale też nefryt, chryzokola, czerwony jaspis, malachit, agat maszysty... Na razie jest ich osiem, jednak w planach są następne.
Tak właśnie wyglądają moje przygotowania do Pyrkonu :)...